Trener Kuciński: Dobrze znam wartość Wałpuszy

2018-07-18 15:57:28(ost. akt: 2018-07-18 16:01:20)
Cezary Kuciński - trener Wałpuszy 07 Jesionowiec

Cezary Kuciński - trener Wałpuszy 07 Jesionowiec

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

— Zrobię co w mojej mocy, by cały zespół walczył o wynik już od samego początku — mówi trener Cezary Kuciński. Ze szkoleniowcem Wałpuszy 07 Jesionowiec rozmawiamy m.in. o wywalczonym awansie do klasy A i strzeleckim rekordzie ligi.
— Wałpusza nie odnotowała u siebie ani jednej porażki. Kopiecie wilcze doły na rywali?
— Wilczymi dołami okazał się po prostu dość równy, mocny i od razu na starcie optymalny zespół. Dodatkowo, jak to bywa u większości zespołów, "u siebie" czuliśmy się dużo pewniej. I nie pokrzyżował tego nawet mały "falstart", gdy na samym początku zremisowaliśmy z Purdą.

— Nie tylko obroniliście "Twierdzę 07", ale i strzeliliście najwięcej bramek w całej stawce. Co stanowiło o tak solidnej linii ofensywnej?
— Dokładnie. Udało nam się ustrzelić 99 bramek, czyli 12 więcej niż mistrzowie ligi, GKS Szczytno. O sile ataku zadecydowało kilka aspektów. Wszystko zaczynało się oczywiście od solidnej defensywy, która dała więcej możliwości tym, którzy grali z przodu. A tam mieliśmy bardzo ofensywnie grającą czwórkę, piątkę zawodników. Ten mechanizm się sprawdził. Chciałbym jednak szczerze zaznaczyć, że ten licznik nabiliśmy z zespołami słabszymi...

— Każdy z nimi grał, a nie wszyscy tyle strzelili.
— Niby tak. Nie przykładam jednak aż tak wielkiej wagi do tych liczb, choć nie ukrywam, że ten mały rekord jest bardzo miłym akcentem. Przy odrobinie szczęścia każda z drużyn czołówki mogłaby jednak pochwalić się podobnym stosunkiem bramek. Tym razem udało się nam.

— Gdy widziałeś te sukcesy nie ciągnęło cię, by wyjść z chłopakami na murawę?
— Sam czasami się sobie dziwię, ale nie. Czuję się dobrze za linią boczną. A emocje, które mi towarzyszą sprawiają, że przeżywam to tak jakbym sam był na boisku. Powoduje to pewnie fakt, że wiele meczów toczyło się tak, jak to sobie wcześniej układałem w głowie. I gdy chłopakom udawało się realizować przyjęty plan... Czysta satysfakcja, która w pełni rekompensuje brak bezpośredniego udziału w grze.

— Nie brak u was solidnych graczy. Zapytam pod włos: może po prostu trudno byłoby wywalczyć ci miejsce?
— (śmiech) Myślę, że nie jest ze mną tak źle. Wiem, że nawet teraz dałbym radę wywalczyć sobie miejsce na boisku nie tylko w klasie B, ale pewnie i w klasie A. Serca do gry, waleczności nigdy mi na boisku nie brakowało. A gdyby podeprzeć to solidnością i regularnymi treningami, to — nawet gdybym miał się zdać na opinię trenera "z zewnątrz" — na pewno dałbym radę.

— Wywalczyliście awans. Jak świętowaliście?
— Być może cię to zdziwi, ale... dość skromnie. Na zorganizowanie solidnego zakończenia sezonu zabrakło mi nieco czasu, ale chłopaki nie zawiedli i uczcili ten zdobyty w trudach awans. Skromna impreza odbyła się niemal tam, gdzie byliśmy niepokonani, czyli obok naszego boiska.

— Wraz z "Gieksą" w pięknym stylu dołączacie do Zrywu. Gdy Jedwabno było w b-klasie, potrafiliście walczyć z nimi jak równy z równym. Teraz, gdy sąsiedzi wzbogacili się o doświadczenie "piętro wyżej", będziecie w stanie ich zatrzymać?
— Nie było o to łatwo sezon wcześniej, a teraz będzie jeszcze trudniej. Z tego co wiem, przez znaczną część sezonu ich głównym problemem były kwestie kadrowe. Gdyby nie one, to — choć występowali w roli beniaminka — zajęliby na pewno wyższą lokatę. Z drugiej strony i tak bardzo solidnie zakończyli tegoroczne rozgrywki. To bardzo poukładany zespół, potrafiący grać mądrą piłkę. Zapowiada się ciekawa walka.

— Problemy kadrowe ominęły z kolei Wałpuszę. Triumf za triumfem, każdy chciał w tym uczestniczyć. Co jednak, gdy przyjdą porażki? Nie zaczną się "przedmeczowe bóle głowy"?

— Fakt, z reguły na ławce rezerwowej czekało kilku solidnych zmienników. Jak będzie teraz? Myślę, że wiele zależy od głowy. Głównie zawodników, ale i mojej, bo będę musiał pilnować, by ta wyżej zawieszona poprzeczka, która czeka nas w klasie A, nie wpłynęła negatywnie na nich od strony mentalnej. Mam nadzieję jednak, że kilka szczerych rozmów wystarczy, byśmy nie mieli problemów z zebraniem składu.

— Jak duże jest ryzyko, że w klasie A będziecie chłopcami do bicia?

— Nie będziemy takim zespołem. Znam wartość tej drużyny. Nie będzie łatwo, przyjdzie nam pewnie nie raz posmakować goryczy porażki, ale przetrwamy to.

— Jaki cel stawiacie przed sobą w przyszłym sezonie?
— Chyba nie będę zbyt oryginalny, gdy powiem, że utrzymanie? Dodam jedynie od siebie, że zrobię co w mojej mocy, by cały zespół walczył o wynik już od samego początku. Od pierwszego meczu, od pierwszego gwizdka. Wszystko po to, by nie liczyć później gorączkowo punktów przed końcem sezonu. Oczywiście wiem też, że łatwo o tym mówić, a dużo trudniej zrealizować.
Obrazek w tresci

— By nie było zbyt różowo: będzie w ogóle kasa na a-klasę?
— Wbrew pozorom środki konieczne na klasę A nie różnią się aż tak strasznie od tych, którymi dysponowaliśmy w klasie B...

— ...dla młodego klubu różnicę potrafi zrobić i kilka tysięcy złotych.
— Tak, dokładnie. Szczerze mówiąc jeszcze nie mamy pewności, że uda nam się pozyskać te dodatkowe, niezbędne środki. Jesteśmy jednak dobrej myśli.

— Awansowaliście razem z sąsiadami, GKS Szczytno. W czym jesteście podobni, co was odróżnia?

— GKS to zespół, z którym rywalizowaliśmy, rywalizujemy i — co nas cieszy — będziemy rywalizować. Myślę, że to sytuacja wymarzona i dla nas, i dla nich. Walczymy jednak tylko na boisku. Poza nim, na co dzień, świetnie się znamy i dogadujemy z tymi chłopakami. Cechą "Gieksy" jest m.in. to, że potrafi się zmobilizować nawet wtedy, gdy wyraźnie "nie idzie". Najlepiej można było to zaobserwować zwłaszcza w starciach z nami. U nas jest chyba podobnie. Więcej podobizn nie widzę, choć tak naprawdę trudno mi obiektywnie porównywać te zespoły.

— Poza Wałpuszą szkolisz i młodzież SKS Szczytno. Skupmy się jednak na seniorach, którzy w ostatnich latach dość często zmieniają trenerów. To dobrze czy źle? Z czego to wynika?
— Od razu zaznaczę, że to szczególnie niewygodny dla mnie grunt. Właśnie z racji tego, że jestem związany z tym klubem. Na pierwsze pytanie trudno jest odpowiedzieć inaczej — częsta zmiana trenera nie może być czymś dobrym. To jednak decyzja zarządu i nawet nie wypada mi jakkolwiek polemizować. Nie wiem z czego wynika ta sytuacja. Za byłym trenerem, Pawłem Pietrzakiem, przemawiały w końcu naprawdę dobre wyniki i solidnie poukładany zespół. Muszę przyznać, że bardzo imponował mi swoim zaangażowaniem w zespół, treningi i same mecze. Widać było, że wkładał wszystko co najlepsze w to, co robił. Z boku obserwowałem to wszystko z przyjemnością. Można było się od niego dużo nauczyć. Przy okazji chciałbym mu też podziękować za całą włożoną pracę w SKS. Dobra robota, Paweł.

— Nie myślałeś, by przejąć po nim stery?
— Nie. Seniorzy Szczytna to nie moje zadanie. Powoli i mozolnie buduję w końcu drużynę Wałpuszy, nie pozwoliłbym sobie na pozostawienie chłopaków. Poza tym w SKS mam swoją młodą ekipę, którą prowadzę już 6 lat. W Szczytnie poświęcam się właśnie im.

— Kogo widziałbyś więc teraz na jego miejscu?
— Myślę, że najlepiej byłoby postawić na kogoś, kto już teraz zna zawodników i całe środowisko SKS. Nie mi jednak wybierać nowego szkoleniowca. Wszystko zależy od zarządu. Wierzę, że podjęta decyzja będzie trafna.

— W rozgrywkach Wojewódzkiego Pucharu Polski Wałpusza wylosowała Błękitnych/Koronę Klewki. Jak oceniasz wasze szanse?
— To będzie bardzo ciekawe starcie, bo Klewki są naszym przyszłym rywalem w klasie A. I oni, i my, przystępując do meczu będziemy dopiero na początku przygotowań do nowego sezonu. Wynik będzie loterią, trudno ocenić jakkolwiek formę obu stron. Szanse na ich pokonanie jednak mamy, jak najbardziej. A jeśli nie sprostalibyśmy tym razem, to i tak będziemy do przodu, bo dodatkowe przetarcie z 3. drużyną a-klasy sezonu 2017/2018 na pewno zaprocentuje. Wierzę jednak, że z tego pierwszego etapu wyjdziemy zwycięsko.

— Na zakończenie: mundial. Jak oceniasz postawę biało-czerwonych w Rosji?
— O wszystkim zadecydował bezsprzecznie pierwszy nieudany mecz z Senegalem. Właśnie ta sytuacja pokazała jak ciężko jest poukładać coś "na szybko" w głowie. Później, trzeba sobie szczerze powiedzieć, Kolumbijczycy byli po prostu poza naszym zasięgiem. Gdyby jednak mecz otwarcia potoczył się inaczej, to ta porażka nie byłaby aż tak znaczna. A tak pozostało żal i rozgoryczenie.

— Faktycznie. Dużo ludzi prześcigało się w obrzucaniu ich błotem.
— Ja natomiast wciąż darzę ich szacunkiem. Na pewno przeżywali mundial na swój sposób. Na pewno bardziej, niż nawet najbardziej zagorzali kibice. To jednak tylko sport. Przeraża mnie tylko właśnie ta ogromna fala "hejtu" w mediach, szczególnie tych społecznościowych. Niektórzy ludzie mają naprawdę pokręconą i wybujałą fantazję. To nie są kibice.

— W efekcie padła decyzja o odejściu trenera Nawałki. Słuszny krok czy raczej niepotrzebny?
— Jak najbardziej niepotrzebny. Choć jeśli faktycznie uważał, że jego czas z reprezentacją się skończył to szanuję tę decyzję. Wydaje mi się jednak, że w jej podjęciu mocno "pomogły" te wszystkie wylewane na niego pomyje, o których wspomnieliśmy wcześniej. Nagonka mediów, zero wsparcia... Dlaczego? Bo coś nie wyszło? Oczywiście wraz z zawodnikami zawiódł pokładane przez nas wszystkich w nich nadzieje. Ale jeszcze bardziej zawiedli siebie.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5